Z czym kojarzy się nam lato? Z odpoczynkiem, wieczorami spędzanymi w ogrodzie, na balkonie, na łonie natury. Ze spotkaniami z rodziną i znajomymi, narodowym sportem Polaków – grillowaniem, z miłą atmosferą, które nikt i nic nie jest w stanie zakłócić.
No właśnie nie do końca. Bo wtedy pojawiają się one. Komary. I zaczyna się robić problem.
Komary do rozwoju potrzebują wody. Wbrew pozorom nie chodzi tu do duże zbiorniki wodne, typu jezioro – chociaż tam ich obecność siłą rzeczy jest najpowszechniejsza. Wystarczy im małe bajorko, zalana przed dłuższy czas łąka czy rów melioracyjny. Nieraz może to być dosłownie większa kałuża...
Co ciekawe, komary stronią od czystej wody. W takiej bowiem ich larwy najzwyczajniej w świecie nie mają co jeść. A kałuż i rozlewisk u nas niestety dostatek. Komary w Polsce pojawiają się wiosną – wystarczy parę deszczowych dni, po nich trochę słońca. I już w powietrzu zaczynają unosić się pierwsze komary... Szukają ofiary. Krwi.
Uściślijmy – nie wszystkie. W Polsce żyje około 50 gatunków komarów, dla niektórych jesteśmy obojętni. Większość jednak potrzebuje krwi do przetrwania. Nie musi być ludzka. Samice – bo kłują tylko one - „polują” na krew ludzi, innych ssaków, ale też gadów czy owadów. Ludzka czy zwierzęca – nie ma znaczenia. Ważne, że bez niej samica nie jest w stanie złożyć jaj. Stąd ta wielka determinacja i stąd te chmary komarów, które są w stanie popsuć nastrój każdego letniego wieczoru. Zostaną z nami długo, do jesieni. Gdy nadchodzą chłody komary zanikają.
Gdzie zimują komary? To zależy. Samce po prostu umierają. Samice potrafią przeżyć, o ile uda im się znaleźć jakieś chłodne, ale nie mroźne pomieszczenie, typu jaskinia czy piwnica. To jednak wyjątki. Zazwyczaj przetrwają tylko jaja, złożone na łąkach, w zbiornikach wodnych. A wiosną cykl zacznie się od początku.
Tak, jak od tysięcy lat. Owady stanowią przecież 75% wszystkich znanych gatunków zwierząt. Nie tylko są na Ziemi dłużej niż ludzie, ale stanowią też bardzo ważny element łańcucha pokarmowego innych zwierząt – jak ptaki. Dlatego, chociaż komarów, powiedzmy sobie szczerze – nie znosimy, to jednak pamiętajmy, że i one są potrzebne.
Stosowanie repelentów na komary jest tu najlepszym rozwiązaniem. Trzymamy je od siebie z dala, ale nie zabijamy masowo. Nie ingerujemy głęboko w ekosystem, nie pozbawiamy jedzenia tysięcy ptaków i nietoperzy. Agresywne opryski na komary zabijają nie tylko je, ale też wiele innych gatunków zapylających – zresztą samce komarów to też zapylacze, z czego większość z nas sprawy sobie nie zdaje. Środki odstraszające komary pozwalają i im i nam żyć w spokoju. Byle z dala od siebie.
Mamy prawdziwe szczęście. Żyjące w Polsce komary nie są zbyt groźne. Owszem, strasznie wrednie „gryzą”, a przyniesienie z grilla dziesiątek bąbli na pewno nie należy do miłych pamiątek. Jednak zazwyczaj kończy się tylko na swędzeniu. Samica po wkłuciu się w skórę wpuszcza do krwi ofiary substancję zapobiegającą jej krzepnięciu. Ona właśnie wywołuje zaczerwienienie, obrzęk, swędzenie. Są to typowe objawy lekkiej reakcji alergicznej, często szybko mijające po posmarowaniu specjalnym żelem łagodzącym.
To w zasadzie wszystko, co zazwyczaj może zrobić nam komar. Wbrew obawom raczej nie przenoszą one zakażeń między ludźmi, bo krew ofiary nie miesza się z krwią komara.
Prawdziwym utrapieniem są za to komary tropikalne. Tu już nie ma żartów – przenoszą one pierwotniaka malarii, wywołującego jedną z najgroźniejszych chorób na świecie. Przenoszą różne gorączkę Denga, żółtą febrę, wirusa zika... Komary malaryczne corocznie zbierają krwawe żniwo, a obowiązkowym wyposażeniem osób udających się w tropiki są repelenty. Tam – mówiąc zupełnie bez patosu – ich stosowanie może być sprawą życia i śmierci.
W Polsce niebezpieczne komary są rzadkością. Ale sytuacja ta niestety powoli się zmienia. Na teren Europy zawędrowały bowiem azjatyckie komary tygrysie. Obserwuje się je w naszym kraju od kilku lat. Na razie są to doniesienia rzadkie, szczątkowe, dotyczące niewielkiej liczby owadów.
Czy należy się ich bać? Tak. Żyjące w nich mikroorganizmy przenoszą wymienione wcześniej choroby, takie jak denga, zika, febra, gorączka Zachodniego Nilu. Nierzadko śmiertelne, ciężkie do wyleczenia, ale także na tyle rzadkie, że mogą być również trudne do zdiagnozowania. Przyznajmy, że obecnie strach, jakie wywołują te groźne komary, jest głównie medialny. Jednak pamiętajmy, że tak samo zaczynało się to 10-20 lat temu we Włoszech, Francji, Chorwacji. Teraz zaś komary azjatyckie są tam już dobrze zadomowione.
Różne są metody zwalczania i odstraszania komarów. Przy czym te drugie, czyli repelenty na komary, wydają się dużo sensowniejsze, skuteczniejsze i bezpieczniejsze.
Do zwalczania komarów używa się bowiem agresywnych środków chemicznych. Są uważane za szkodliwe dla innych organizmów – wodnych i lądowych. Działają różnie, czasem na larwy, czasem na organizmy dorosłe. Zazwyczaj działają dzień lub kilka, albo do pierwszego deszczu. Później komary pojawiają się znowu, zaś szkody wyrządzone innym „żyjątkom” są nieodwracalne.
Z drugiej strony, zupełnie ekologicznej i przyjaznej środowisku, stoją metody naturalne. Dlatego na tarasach i w ogrodach zaleca się sadzić kocimiętkę, mirt, miętę. Skuteczne ma być też smarowanie ciała olejkami eterycznymi, szczególnie goździkowym, cytrynowym czy eukaliptusowym.
Wieczór ze znajomymi, blask ogniska, gwar rozmów, zapach kocimiętki i lawendy rozchodzący się w powietrzu... Na taką imprezę każdy z nas chętnie by się wybrał. Komary też się wybierają. Metody te są bowiem chętnie propagowane, jednak ich skuteczność jest raczej wątpliwa. Ale mają niewątpliwą zaletę – ślicznie pachną. Dla zapachu sadźmy więc kwiaty, ale dla własnego komfortu i bezpieczeństwa sięgnijmy po skuteczne środki na komary.
Repelenty na komary działają w sposób zupełnie inny, niż powyższe sposoby. Nie zabijają. Po prostu mieszają owadom w głowach. Odstraszające środki na komary zawierają DEET, substancję, która moduluje pracę i kodowanie receptorów komarów, kleszczy, innych owadów. Przestają dzięki temu widzieć swoją ofiarę, nie wykrywają jej, ignorują. Owszem, nadal będą brzęczeć w pobliżu, jednak będzie to jedyna niedogodność. Atutem repelentów na komary jest ich skuteczność. Sięga 90% - bo 100% da chyba tylko niewychodzenie z domu, a i to nie zawsze.